Cmentarz w Podgórzu

– No i co? Znalazła Pani ten grób? – Zapytała mnie starsza Pani troskliwie omiatająca z liści niewielką płytę. Zresztą, w tej części cmentarza Podgórskiego są same niewielkie nagrobki, małe krzyże, dużo grobów zniszczonych, bez tabliczek, porośniętych bluszczem i obsypanych jesiennymi liśćmi. Dziecięca część, osobna i wydzielona, funkcjonująca od czasów przedwojennych, obecnie skurczona do kilku rzędów.

– Wiem mniej więcej gdzie to było, ale minęło tyle lat. – wzruszam ramionami. Powoli ogarnia mnie zwątpienie, pojawia się myśl, że plan cmentarza, internetowa wyszukiwarka grobów i moja pamięć – wszystko to jest zawodne w obliczu upływającego czasu, obojętnie przyjmującego ludzkie nadzieje i lęki.

Pani życzy mi szczęścia w poszukiwaniach i wraca do swoich zajęć. Tutaj na cmentarzu wszyscy wydajemy się być zgodni co do tego, że warto być uprzejmym i życzliwym. Bliskość śmierci wygasza popędliwość, wzmacnia wyrozumiałość, zwłaszcza w dni powszednie obowiązuje nas taktowność i wyczucie, subtelnie ocierające się o historię bólu, żałoby i smutnego obowiązku.

Już mam zrezygnować, chociaż wewnętrznie mam niedowierzanie że miałabym tą sytuację zostawić w taki właśnie, urwany sposób. Przyzywam w myślach Babcię, z którą tutaj chodziłam jako dziecko, na jej grób małej córeczki Ireny, mojej małej ciotki która przeżyła rok i jeden miesiąc. Myślę sobie: Tobie na pewno zależy żebym ją znalazła: mam dla niej żółte chryzantemy, wrzosy i niewielkie złociste znicze. Ty byś chciała, żeby ona to dostała.

I rzeczywiście, dosłownie kilka sekund później Jerzy pokazuje mi grób, przed którym przechodziłam już kilka razy. – “Irusia Gubała 1943-1944”.

– Wiesz on dawniej wyglądał zupełnie inaczej, miał też tabliczkę z wierszem. – mówię do Niego. – Jako dziecko często go czytałam, bo często tutaj przychodziłam z Babcią, zwłaszcza w lecie jak było ciepło i ładnie. Przynosiłyśmy jej dużo kwiatów z działki. Babcia modliła się przy grobie a ja bawiłam się w alejkach. Lubiłam ten czas.

– Jaki brzmiał wiersz?

– “Śpij Aniołku w ciemnym grobie, nam pozostał żal po Tobie”

Takie wierszyki wtedy pisano: rymowane, nieco naiwne, krótkie jak trzepot skrzydeł motyla. Obok Ireny, na kolejnych tabliczkach informacje: Staś żył 3 dni, a Terenia 3 miesiące. Wyczytywanie długości życia, które trwało tak króciutko sprawia że w klatce piersiowej pojawia mi się lodowate, jakby zamarznięte powietrze, wstrzymuję oddech i chce mi się płakać. Płaczę więc, bezgłośnie i bezkarnie w obliczu tego czym może być i tego czym nie może być życie. Ludzie przy sąsiednich grobach dyskretnie zajmują się swoimi sprawami, powietrze jest świetliste i ciepłe. Czy to przypadek, że właśnie w tej części cmentarza rosną takie wysokie drzewa? Ich strzeliste konary zdają się dotykać nieba. Można też się łatwo ukryć za grubym pniem i rozpaczać długie minuty, a potem jeszcze iść alejkami tyle czasu, aby łzy obeschły; aby po wyjściu stąd nikomu się nie tłumaczyć i wyjaśniać że nic się nie stało.

Dzisiaj pierwszy raz myślę, że Babcia nigdy nie pogodziła się ze śmiercią córki: widziałam czarno-białe zdjęcia z pogrzebu. Była zima, szaro, Babcia nosiła kapelusz i futro, które odkąd pamiętam wisiało w szafie, było stałą dekoracją jej niewyszukanej garderoby. Ona została tam, przy tej otwartej trumnie przez całe życie. Może dlatego moja Matka, urodzona rok później, nie potrafiła jej zostawić i odejść do własnego świata: i ona czuła się niepewna w swojej dorosłości, jakby wyposażona w niedostateczną ilość matczynej miłości. Niedokończona żałoba zabiera nas z naszego życia i porzuca na pastwę losu w takim miejscu między-między, gdzie nic nie jest możliwe: ani powrót do tego co było ani pójście dalej. To przestrzeń pustego miejsca, które towarzyszy nam w każdej codziennej czynności i zabiera nas nam samym i ludziom, którym na nas zależy. Żałoba po człowieku, ale też każda nieuznana i nie przeżyta przez nas strata: pracy, związku, okresu w życiu, minionych lat. Z miejsca żałoby nie ma możliwości na nadzieję. Można jednak przywołać pamięć lub przyjąć ją w słowach innych ludzi, którzy wiedzą, że żałoba może się kiedyś zakończyć, o ile jej na to pozwolimy.

Na grobie Ireny, kiedy przyszliśmy, paliły się znicze na baterie. Pewnie zostawiła je jeszcze moja Mama, zanim sama odeszła latem tego roku. Ciekawe czy już wiedziała, że będą tutaj dłużej od niej?

Patrząc na te znicze i na mały bukiecik sztucznych kwiatów myślałam i o niej. O tym że ludzie odchodzą, ale zostaje po nich pamięć. Oraz to co sami będą chcieli zostawić po sobie. Jakiś ślad: coś co być może niechcący a może zupełnie świadomie zostawimy dla Innych jako nieformalny dowód, że życie toczy się dalej.

Tekst: Magda Skomro

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *