DESZCZ, MUMINKI I WUJASZEK WANIA

Dzisiejsze kapanie deszczu jest kojące, pochłaniające i rozpuszczające. Od rana było szaro i szybko zrobiło się ciemno a kiedy po południu położyłam się na chwilę na łóżku w sypialni, okna sączyły kolor grafitowego, operlonego kroplami deszczu, rytmicznie drążącymi szybę. Odgłos wolno spływającej wody, z pojedynczymi akcentami cięższych, wyraźniejszych uderzeń, głuchego stukotu kropli o parapet, barierkę balkonu lub konar drzewa sprawił, że poczułam jak całe moje ciało odpuszcza napięcie, mięśnie układają się gładko na materacu, oczy chcą patrzeć w miękko zapadającą ciemność do chwili kiedy się po prostu zamkną. I nie ma już nic poza ciemnością, miękkością kołdry, bez granic które zwolna roztapiają się coraz bardziej. Zapadłam w sen, który nie był snem, a raczej rodzajem czuwania i trwania na pograniczu doświadczeń. Są dni kiedy boję się ciemności, tego co się może z niej niespodziewanie wyłonić, kiedy odpuszczę kontrolę i nie zadbam o swoje bezpieczeństwo. Nie mogę wtedy spokojnie spać, mimo zmęczenia otwieram oczy i sprawdzam, badam moje otoczenie. Jednak już wiem, że kiedy oczy są otwarte to nic złego nie zobaczę. Sprawdzałam to milion razy. To czego się obawiam może przyjść tylko wtedy kiedy oczy są zamknięte. Długo myślałam, że boję się o siebie: jak małe dziecko przyciskające głowę do poduszki w nadziei na szybki sen, chciałam wierzyć że senne widziadła potworów stających w drzwiach i cicho oddychających w pustym korytarzu czają się na mnie, na ten moment kiedy będę pochopna lub nieostrożna. Jednak potwory mogą dostać się do dziecka tylko wtedy kiedy nie ma rodziców, opiekunowie wyszli, dziecko zostało samo lub z kimś kto czekał na sprzyjające głuche ściany, grube mury przez które i tak nie słychać wołania.

Dzieci bywają bardzo samotne. I kiedy tracą wpływ na rzeczywistość, kiedy nie mogą zrobić nic na świecie żeby zatrzymać przy sobie tych, którzy mogli je ochronić to wtedy nie pozostaje im nic innego jak bać się o siebie. Bo w tej historii na zawsze zostaję mała a inni są duzi i mogą robić co chcą: pić, bawić się, wychodzić, mieć ważniejsze sprawy na głowie, straszyć i opowiadać dziwne bajki albo mieć zupełnie inne plany, o których nikomu nic powiedzieć nie mogę powiedzieć. Bo to jest taka nasza tajemnica.

Kiedy zapada zmrok staję się jednym z Muminków. Zwłaszcza kiedy zmrok jest zimowy: „Spali zawsze od października do kwietnia, tak bowiem czynili ich przodkowie, a Muminki przestrzegają tradycji.” Zima niesie nadzieję na ostateczny sen. Wcześniej przychodzi Buka i dokładnie wiadomo kiedy można zacząć przygotowania, a potem ułożyć się i zasnąć. W głębokiej hibernacji krew wolniej krąży, temperatura ciała spada, metabolizm zwalnia. Zwierzęta, w tym i Muminki hibernują aby przetrwać niekorzystne warunki. Ja hibernuję, aby wreszcie poczuć się bezpieczna. Bo w tym stanie z pogranicza życia i śmierci, w stanie zawieszenia prawie mnie nie ma. A skoro mnie nie ma to nie muszę się niczego bać.

Jerzy mówi, że w przyszłym tygodniu spadnie śnieg. Kiedy wyjedzie jak co roku na snowboard, pozbieram wszystkie koce z domu i uszczelnię okna na wypadek gdyby zrobiło się naprawdę mroźno zanim moja temperatura ciała spadnie i nie przejdę właściwej adaptacji. Dla niepoznaki szukam ciepłej czapki i rozważam kupno rękawiczek, ale równocześnie patrzę z nadzieją w ciemność i wcale nie czekam na wiosnę. 

Mam wrażenie, że zgodnie z postępem wieku i cywilizacji różne rzeczy są nam odbierane. Procedury, przepisy, założenia sztywno stanowią o tym co mogę a czego nie. Wymagania są jasne: mam być efektywna, posłuszna, zorganizowana, działająca na tych samych zasadach niezależnie od warunków atmosferycznych i pory roku. Mogę szukać własnych rozwiązań, ale najlepiej aby były naukowe, mogę działać w zgodzie z własną intuicją ale zasadniczo dobrze by było, żebym miała na to jakiś urzędowy papier. Nic nowego, wiecie? Taka musiałam być od dziecka. Moje zdanie się nie liczyło. Moje pragnienia też nie.

Ostatnio przeczytałam posłowie Mary K. Greer do książki “Tarot and the Archetypal Journey” Sally Nichols. Obie panie zajmujące się Tarotem wykładały go przez wiele lat na licznych amerykańskich college’ach. Mało tego, Sally Nichols przez pięć lat była wydawcą kwartalnika o myśli Junga w Los Angeles. Ostatecznie gdyby nie analitycy jungowscy jej książka o Tarocie nigdy nie zobaczyłaby światła dziennego ani półek księgarni.

Od zawsze zachwycały mnie takie historie. Były o czymś, co w moim życiu realizowało się ukradkiem, po cichu i na około. O micie wujaszka Wani, który jest i czuwa i we właściwym momencie wjeżdża cały na biało na pegazie, wręcza mi kilka milionów na drobne wydatki i glejt na wykłady o Tarocie na Uniwersytecie Jagiellońskim z propozycją doktoratu z tejże dziedziny. 

No cóż, pytanie tylko gdzie był ów sławetny wujaszek kiedy byłam dzieckiem. Prawdopodobnie na Madagaskarze, który wtedy był równie egzotyczny co odległy i badał życie niebieskich lemurów.

Virgina Woolf powiedziała kiedyś że “Aby kobieta mogła pisać, musi mieć dwie rzeczy: własny pokój (z kluczem i zamkiem) oraz wystarczająco dużo pieniędzy, by się utrzymać”.

Większość oczywistości życiowych pozostaje aktualna. Mimo 21 wieku wolność zaczyna się od pieniędzy. Reszta zostaje na potem. No chyba, że nastąpi odrodzenie ery hipisowskiej, z której najbardziej podoba mi się hasło: zabrania się zabraniać. Porównując anarchię do chaosu dziecięcego świata, wybieram to pierwsze.

Tekst: Magda Skomro

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *