Listopada nie da się ominąć

Listopada nie da się ominąć. W jego bolesnym mlecznym zagubieniu, które odbiera resztki energii, całą tą obietnicę lepszego życia i sensu, który objawi się na końcu. Tutaj nie ma końca. Każdy kolejny dzień pociąga mnie coraz bardziej w dół, w otchłań, która nie przynosi żadnych odpowiedzi, nie daje żadnych rozwiązań. Determinacja miesza się z irytacją i wewnętrznym buntem, że znowu się to wydarza. Cyklicznie, co roku, nie ważne ile włożyłam wysiłku i starań w dobre nawyki, rozsądne działania, właściwe plany. Przychodzi listopad, w swoim lekko nieobecnym uśmiechu rozmywa mnie, wtapia w kolor szarego nieba i mocno pożółkłych liści. Ma za nic moją produktywność i opowieść, że zawsze w górę, nigdy w dół. Teraz jest w dół, bardzo w dół, tylko tylko że łagodnie, z uprzejmym uprzedzeniem że będę spadać. I póki walczę jest coraz gorzej, mogę nucić za DKA “co by to było gdyby mnie nie było”, albo za Comą, że ciągle spadam. Jednak przychodzi taki dzień, kiedy po prostu akceptuję tę smutną nicość. I mimo że listopad jest nadal listopadem, a smak nieokreślonej porażki towarzyszy każdej wypitej kawie to mogę chociaż uśmiechnąć się do odbicia w lustrze i wybrać nieco bardziej kolorową sukienkę, która zaskakująco pasuje lepiej od tej granatowej czy czarnej do wszechobejmującej szarości.

Listopad miesiąc pożegnań i melancholijnych kochanków.

Dla mnie co roku miesiąc żegnania roku, który właśnie minął. Mroźnego otrzeźwienia, że nic się samo nie wydarzy, jeśli się w to nie zaangażuję. I moment pytania o siebie: czego naprawdę chcę a czego zupełnie nie. I dla kogo nadal udaję różne rzeczy, nawet jeśli w środku pojawia się pustka.

Ta pustka zabija, bardziej niż listopad.

Przypadkowy turysta uśmiecha się do mnie ze swojego fotela.

A Tomasz Mann ze swojego leżaka na werandzie sanatorium z widokiem na Czarodziejską Górę.

Wspólnie wysiadujemy niejasność tęsknoty za miłością, za utraconym rajem, za bliskością w relacjach, za czułym zamyśleniem, które tak łatwo ukryć w mgle późnej jesieni. Kiedy inercja wzywa mocniej niż kiedykolwiek do oddania się myślom, wspomnieniom, snom i fantazjom.

Tak bardzo potrzebujemy kontaktu z drugim człowiekiem. Uchwycenia się rzeczywistości. Czegoś co jest.

“Można leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych botach po mokradłach. Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas.” – Tove Jansson, Dolina Muminków w listopadzie

Tekst: Magda Skomro

obraz: Damian Lechoszest

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *