Otwieram szufladę w kuchni i szukam wzrokiem przedmiotów, które były w innej szufladzie, w innym mieszkaniu, w innym czasie. Czasami myślę: szkoda, przydałaby mi się tamta łyżka, śmieszna szpachelka, korek z porto do zamykania butelek z winem…Potem myślę: jednak wolę tą szufladę od poprzedniej. Ma inny kolor i zawartość, jest jakaś bardziej moja. Czasami lubię ją bardzo a czasami omijam wzrokiem. Niekiedy wyciągam z niej przedmioty jak małe triumfujące wspomnienia. Jak ten otwieracz do puszek, który pożyczyłam w Warszawie, bo potrzebowałam go do obiadu w mieszkaniu, które nie miało szuflady w kuchni. Dotąd mi służy, nie do zdarcia. Należał do dziewczyny mojego przyjaciela, ciekawe jak sobie bez niego poradziła? Nie dowiem się, kolega ożenił się zupełnie z kimś innym, ślad przepadł. Mam też lekko zardzewiałego dziadka do orzechów. Należał do mojej babci i przywędrował tu ze mną. Brzydki i niepotrzebny, ale trzymam go na pamiątkę. Tak jak srebrną starą łyżeczkę, która przy używaniu smakuje gorzko starością i dodatkiem innych stopów metalu.
Czas odkrywa prawdę o przedmiotach. O naszym stosunku do nich. O relacji prawdy do fantazji, pragnienia do marzenia, wspomnienia do niechętnej myśli.O tym co zostaje kiedy szuflada się zamyka. O nas.