O myślącej Magdalenie, świętym Antonim i krzywych chodnikach

Była słoneczna niedziela. Wyjątkowo piękny dzień jak na październik, pomyślała Magdalena, spacerując po krzywych uliczkach Starego Miasta. To ciekawe, myślała nadal a każda myśl pojawiała się szybko aby zakryć poprzednią. Oto doskonały sposób aby myśleć dużo ale niekonkretnie. Lub myśleć intensywnie ale bez specjalnego wydźwięku. Można myśleć o ważnych sprawach a później kolejną myślą natychmiast je unieważniać lub rozmywać. Ostatecznie od tego są niedziele: żeby pływać w miłym odczuciu braku znaczenia.

W każdym razie to ciekawe, kontynuowała myślenie Magdalena, że te uliczki zbudowano w taki sposób, że nie można po nich chodzić zbyt prosto. Można nieco w pochyleniu lub nierówności, krokiem stanowczym i wydłużonym aby przeskakiwać kocie łby i wybite płyty chodnikowe, albo drobnym kroczkiem który próbuje wyrównać krawężnik milimetr po milimetrze.

Ale iść prosto nie jest możliwym. Dlaczego?

No może dlatego – pomyślała nagle, a odbite w wystawie światło zaświeciło jej prosto w oczy, ŻE ŻYCIE NIE JEST PROSTE.

Ta myśl okazała się tak intrygująca, że na moment Magdalena przestała myśleć zupełnie. Jak opisywani w książkach wielcy mistycy i jogini, którym od zawsze zazdrościła tej rzadkiej umiejętności jaką jest powstrzymywanie fal umysłu (jak to piszą w sanskrycie yoga chitta vritti nirodha).

Jednak refleksja o istocie jogi nie pojawiła się w jej głowie, bo wyjątkowym zbiegiem okoliczności nie było w niej nic. Przez moment.

Później jednak się ocknęła, niby z ułamka wykładu o Calderonie i istocie życia, które jest snem. Przebudziła się w okolicach ulicy Jagiellońskiej i zapatrzyła na figurę Matki Boskiej Łaskawej, zwanej też Wysiedloną z racji trudności ze znalezieniem dla niej miejsca. Po kilku próbach w końcu figura została na stałe na rogu ulic koło Collegium Novum. Na skrzyżowaniu wiedzy, młodości i nadziei.

Ta przypomniana z nagła historia sprawiła, że Magdalena zapałała do niej sympatią a jednocześnie poczuła znowu żal, dość świeży wynikający z uświadomienia sobie na czym z grubsza polega życie i pytania gdzie w tej sytuacji jest jej miejsce? Czy ją też będą przesuwali jak figurkę Matki Łaskawej bo będzie zawadzać? Czy historia dziejowa zadecyduje za nią? Czy może ma już swoje miejsce, ale go nie zauważa bo śni przez większość czasu sen o zamku, który jest więzieniem i rycerzu na białym koniu, który ma ją wyzwolić.

W przypływie impulsu pobiegła na Grodzką do kościoła św. Andrzeja pamiętając że wystrój jest łagodny, rokokowy, biało-złoty a niewielka obecnie przestrzeń koi ciszą i dużą ilością kwiatów. O kwiaty pewnie dbają klaryski: może oszałamiają się ich zapachem jak namiastką dozwolonego surową klauzurą opium?

Postanowiła się pomodlić o cud zrozumienia siebie i swojego miejsca w świecie.

Patrząc na figurę św. Antoniego, patrona rzeczy zagubionych, uznała że będzie on odpowiednią osobą do wysłuchania jej modlitw. Antonii patrzył życzliwie, z łagodnością uśmiechając się w stronę konfesjonałów, które jak Magdalena przypomniała sobie nagle, w pewnym momencie ktoś przemalował na niebiesko. Kilka lat stały zupełnie nie pasujące do otoczenia, jednak z braku być może pieniędzy czy innego pomysłu, nadal przyjmujące chętnych do spowiedzi.

– Może ten niebieski miał być kolorem marzeń o tym, że kiedy tutaj przyjdziemy wszystko znowu stanie się proste a nas czeka prosta i niewyboista droga?

– A może niebieski miał być kolorem nieba i przypomnieniem, że życie jest skomplikowane a niebo jest odległe i nieodgadnione?

– A jeśli klaryskom, do których należy ten kościół po prostu się nudziło i chciały zrobić wiernym psikusa?

– Mogło być też tak, że czy coś pasuje czy nie, nadal ma prawo do istnienia i zajmowania swojego miejsca.

– Ostatecznie życie nie lubi pustki i pisze najdziwniejsze scenariusze.

– Każdy do czegoś się nada. Nawet jak jest niebieskim konfesjonałem w rokokowym wnętrzu romańskiego kościoła.

Niezły ten Antonii!!! – stwierdziła z uznaniem Magdalena. Można przy nim pomyśleć od niechcenia, a potem nabrać chęci do spacerów po Krakowie, nawet jeśli uliczki nadal są krzywe i niewygodne do chodzenia, zelówki się ścierają a obcasy łamią. Jest coś w tym życiu urokliwego. Październik też niczego sobie.

I pobiegła zjeść ciastko w kawiarni, nawdychać się zapachu kawy i udawać że niedziele trwają wiecznie.

koniec

Tekst: Magda Skomro

Zdjęcie: figura Matki Boskiej Łaskawej, ul. Jagiellońska w Krakowie, źródło: https://www.blogger.com/profile/13355677901708588843

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *