Sobota przywitała mnie alertem RCB o możliwych opadach i szalonych burzach. Popatrzyłam przez okno: lekka wilgoć chodnika ładnie uzupełniała się z delikatną lepkością mojej skóry pod podkoszulkiem. Widać, deszcz już był a mnie ominęły wszystkie wspaniałe i jednocześnie straszne zjawiska atmosferyczne, bo spałam. Zostały resztki: duchota, wilgoć, szarość nieba i irracjonalne uczucie, że mimo dość wczesnej pory dzień jakby się już skończył.
Sobota w swojej istocie jest dniem o wielu kontekstach: jest w niej sporo o nadziei, ale też sporo niepotrzebnego napięcia czy się uda (pytanie co ma się udać, skoro przez cały tydzień się nie udało), zaległości ale i pragnienie odpoczynku, dla niektórych zmęczenie które wgniata w kanapę i nie pozwala z niej wstać. Jest ruch od ale i mocne przyciąganie do, które sprawia że utykamy przyciągani przez dwa różne magnesy. To jak opowieść o dwóch wilkach, które są w każdym z nas: ważne którego karmimy. Tutaj wybór staje się niemożliwy. Poza tym ja mam w sobie całe stado wilków. Wilków, które biegają za stadem wiewiórek, slalomem między drzewami.
Ten nadmiar skutecznie zajmuje moją uwagę i z pewnością jest wynikiem wewnętrznego masochizmu, do perfekcji opanowanej sztuki samoudręcznia. Niektórzy ludzie nigdy nie nudzą się w swoim towarzystwie. Inni nie tylko się nie nudzą, ale też nie ma mają na nic czasu. Zwłaszcza na zweryfikowanie wyobrażeń z rzeczywistością. Kto by się tym zajmował, skoro trzeba roztrząsać w nieskończoność tyle nierozwiązywalnych a często nie do końca sprecyzowanych konfliktów?
Sobota w swojej obfitości możliwości, które niczego nie nakazują, oferując jedynie wielość opcji, tworzy niezwykłą przestrzeń na stopniowe zapadanie się w naszym psychicznym torfowisku, i jak w wielu baśniowych scenach możemy cicho utonąć i pamięć o nas zaginie lub możemy ostatnim rozpaczliwym ruchem wyrwać się z objęć śmierci w stronę życia. Ważny jest jednak ten ruch, na tyle wyraźny aby był odczuwalny – przede wszystkim dla nas ale i dla świata. Zupełnie jak w znanym haśle: “Just do it!” chodzi o skupienie na samym ruchu z jednoczesnym wycofaniem energii z działań wewnętrznych. To może być mocno zaskakujące dla stada wilków z wiewiórkami, które będą musiały wytracić impet harców i zapaść w chwilowy letarg lub nawet przedwczesny sen zimowy.
W ruchu bynajmniej nie chodzi o to aby wybrać kierunek. Chodzi raczej o wykonanie ruchu, bo ruch dokonany wywołuje zmianę miejsca i perspektywy. Zamierzona przypadkowość działań może nas doprowadzić ostatecznie do obrania kierunku. Kierunek nie musi być powiązany z wewnętrznymi konfliktami, przecież są nierozwiązywalne. Poza tym w każdej chwili można go zmienić. Jest jedynie drogą. Podobnie jak życie. I co prawda Kubuś Puchatek zwykł mawiać: Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić”. Jednak twierdził też że: „Jesteś odważniejszy niż myślisz, silniejszy i mądrzejszy niż myślisz”.
I tego będę się trzymać.