Weszłam do klubu fitness. Za kontuarem stała uśmiechająca się trenerka. Na sofach siedziały dwie stałe bywalczynie: obydwie drobne, chude do kości z zaciętymi twarzami. Różniły się jednym pokoleniem, wyglądały jak siostry.
Usiadłam.
– Co to znaczy, że dziecku nie można dać klapsa? – zapytała jedna drugą. – Jak dziecko jest nieznośne to powinno dostać w tyłek.
Mój wewnętrzny tygrys zamruczał i delikatnie obnażył kły.
– Ha, właśnie. Wtórowała druga. – W dzisiejszych czasach ludzie mówią: nie mogę go uderzyć, bo co inni powiedzą. – Też mi argument! Trzeba umieć wychowywać.
– Po prostu, niektóre kobiety nie powinny być matkami. – Ja tak uważam, wyprostowała się druga.
Tak, kurwa, nie powinny – warknął mój tygrys i naprężył grzbiet. Poczułam w powietrzu odór siarowatego niesmaku.
– Ej, Tygrysie. – zaszeptałam. – Popatrz na nie. Przecież one nie mają innego wyjścia jak uwierzyć, że to że były bite i poniewierane jako dzieci ma sens.Że to oznacza, że rodzice je kochali. Popatrz na ich ciała: ściśnięte, wygłodzone, zaposzczone od czekania na miłość.
– Ludzie nie potrafią sobie radzić. – powiedziała nagle pierwsza. – Jak się nie przyłoży dziecku to później jest z niego narkoman i gangster.
Poczułam jak tygrys sięga mi do gardła, poddałam się. Wypełnił mnie cały, zalał mi oczy rubinowym światłem. Nie ma mediacji i pokojowych nagród Nobla. Ostatecznie trzeba komuś przypierdolić, bo nie ma innej drogi. Po co te wszystkie fundacje, ruchy, medytacje na ulicach. Jedynym sensem jest woja. Ona tak myśli.
Widziałam,że trenerka chrząka nerwowo.Wiem, że ma dwójkę dzieci, tak jak ja. Kiedy siostry furie weszły na salę, podeszłam do niej.
– Pani też uważa, że dzieci należy wychowywać biciem?
Zmieszała się.
Weszłam do środka, niósł mnie mój tygrys. Ciało stało się lekkie i zwinne, zobaczyłam w lustrze napięte mięśnie. Zobaczyłam mój niepokojąco drwiący wzrok.Zwietrzyłam krew.
Miałam ochotę wziąć sztangę, podejść do jednej z nich i ją uderzyć. A kiedy by odskoczyła i zaczęła krzyczeć z bólu, powiedziałabym: to taki wychowawczy klaps, Pani to powinna zrozumieć.
Stało się inaczej: jedna z nich upuściła sztangę na ziemię.Sztanga uderzyła ją mocno w nogę. Kiedy rozcierała bolące miejsce, tłumacząc, jaka jest niezdarna, podeszłam do niej cicho z moim tygrysem i powiedziałam:
– To za dzieci.
Podskoczyła mrugając oczami.
Odeszłam na swoje miejsce ćwiczyć siłę, która rodzi się nie w pięściach a w sercu.
Tekst: Magda Skomro
Obraz: Manuel Marta, Tygrys