Uczucie zatrzymania

Czasami pojawia się uczucie wewnętrznego zatrzymania. To bliżej nieokreślony rodzaj delikatnej przerwy czy też miałkiego w swojej gęstości utknięcia, początkowo trudny do zauważenia. Jak sieć tkana przez pająka lub nitki babiego lata rozsnute pomiędzy drzewami w lesie: są elastyczne w swojej istocie, prawie przezroczyste, ciągliwe niczym ślina; pozwalają Ci postąpić kilka kroków do przodu zanim odkryjesz, że jesteś nimi oblepiony. Często nawet nie masz świadomości co Cię oblepia, doświadczasz tylko uczucia, że coś jest, że coś istnieje i to coś Ci przeszkadza.

Możesz próbować to ignorować. Ostatecznie właściwie nic się nie stało do tej pory, a nawet nie zapowiada się że się stanie. Trudno Ci, z tego nieokreślonego bliżej powodu ,podjąć zdecydowane działanie, wykonać stanowczy ruch, zmienić plan, zatrzymać się, poświęcić swoją energię i czas.

Jednak uczucie rozpychania twojej uwagi, rozproszenia myśli, które zaczynają przychodzić zbyt szybko, niby pąki kwiatów wyrastających jeden na drugim lub też myśli, których nie możesz dokończyć z pozornie błahych przyczyn sprawiają, że powoli i jakby niechętnie uznajesz swoje zatrzymanie.

Uznajesz, co wcale nie oznacza że je akceptujesz. W ułamku sekundy, niejako automatycznie próbujesz odbić swoją uwagą w bok, jak skoczek na trampolinie, byle dalej i bardziej efektywnie. Z nadzieją, że tym razem się uda zgrabnie i łatwo prześlizgnąć nad tym niechcianym stanem, po prostu zignorować jego obecność, zająć się czymś innym. Czym? Możliwości w tamtej chwili wydają się nieskończone, a każda lepsza i bardziej skuteczna w swojej pomysłowości.

Podejmujesz zwykłe czynności, ale tym razem z nowym rodzajem zaciętości. Wydajesz się cały pochłonięty sprawami, które do tej pory były ważne, ale właśnie teraz stają się najważniejsze. W tym momencie prawdopodobnie nie jesteś już jedyną osobą, która zauważyła w sobie zmianę. Twoi bliscy lub znajomi, zwłaszcza ci bardziej wyczuleni na zmiany nastroju, dostrzegą w kontakcie z tobą pewne napięcie i nienaturalność. Kiedy zaczynają rozmowę mogą mieć wrażenie, że wyrywają cię z jakiegoś bardzo ważnego działania, w którym nie można a przynajmniej nie wypada ci przeszkadzać. Bo utknięcie a raczej jego ignorowanie wprowadza cię w stan lekkiej katatonii, odklejenia od tego co jest i jakie jest, co z kolei umożliwia brak zaangażowania zarówno w sprawy chciane jak i niechciane.

Przepis na sukces wydaje się być genialny w swojej prostocie, wprowadza pewien rodzaj optymizmu a nawet uniesienia: nie trzeba się zajmować tym czym nie chcesz się zajmować!!! To brzmi jak recepta na udane życie. Koszty wydają się być znikome: pojawiają się delikatne problemy z zaśnięciem, sny nabierają dramatycznego charakteru, ludzie wydają się zadawać ci pytania zupełnie bez sensu, lub po kilka razy powtarzają to samo zdanie o ile rzeczywiście oczekują od ciebie odpowiedzi. Twoje zachowanie, “nieobecność”, łatwo można usprawiedliwić pogodą, zmęczeniem, końcem tygodnia, potrzebą przeanalizowania kilku kwestii służbowych.

Tylko w nielicznych momentach kiedy jesteś zupełnie sam, siadasz w fotelu i nie zdążyłeś włączyć telewizora, lub stoisz w kuchni czekając aż zagotuje się woda na herbatę. Albo kiedy patrzysz w okno, bo usłyszałeś jakiś dźwięk a przypadkowo zacząłeś patrzeć dalej, poza ramy, poza dachy otaczających domów. Lub w korytarzu, kiedy już wychodzisz, zerkniesz w lustro. Lub nalewając sobie kolejny, po ostatnim już na pewno, koniec na dzisiaj, kieliszek wina. To właśnie wtedy, nagle wiesz, że coś jest nie tak, że coś nie dzieje się tak jak powinno, a ty kolejny raz gdzieś uciekasz.

Ucieczka, nawet pod sztandarem porażki i przegranej, wydaje się łatwiejsza od zostania z zatrzymaniem, przyjęcia go i pogodzenia z jego przesłaniem. Bo to zatrzymanie, takie niewinne z pozoru, będzie historią która wiąże się z jakąś utratą: oto coś miałeś i nagle zauważasz, że już tego nie masz. Coś było i odeszło. Coś działało i już nie działa. Coś miało sens i wartość a teraz jest puste i zupełnie bezużyteczne. Jakieś zdarzenia, rzeczy, ludzie.

Był świat. Była barwna opowieść o marzeniach. Plany, wykresy, statystyki.

I nagle pstryk!

Światło zgasło.

Pojawia się lęk. Lęk kruchości istnienia i niepewności czy istnieje jakaś pewność. Pytania: po co to wszystko? Dlaczego ja? Złość na los i na to, że znowu padło na ciebie. Obawa, że życie runie jak domek z kart i będziesz, kolejny raz, zaczynać wszystko od początku. Słowa “wiem” i “nie wiem” splatają się w zdanie: nie mam pojęcia.

I mimo, że nie lubisz tego zdania, nikt nie lubi, nawet nie dawaj sobie wmawiać że jest inaczej, to jednocześnie jeśli je usłyszysz w sobie – poczujesz ulgę, która tworzy przestrzeń, zdejmuje zasłonę z twarzy, bielmo z oczu. Nic to zrazu nie zmieni, jednak oddychając głębiej i bez ograniczeń, poczujesz że żyjesz. Powołasz siebie do istnienia, na nowo nadając znaczenia i definicje temu co cię otacza.

Na początku było słowo.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *