Jastrzębia Góra jesienią robi się nostalgiczna i oniryczna, szczególnie nocą kiedy można obserwować światła statków wypływających w morze i gwiazdy. Statki płyną w sobie tylko znanym kierunku, przynajmniej z perspektywy promenady Światowida, oraz naszej prywatnej znajomości morskiej nawigacji. Może do Szwecji? A może ze Szwecji? Cóż że ze Szwecji. Można poćwiczyć polskie frazy, wypowiedzieć je w nocne niebo, odbić od ciemnych morskich fal. Jest coś przestronnego w niebie nad morzem. I w ciszy która szumi i jednocześnie milczy, majestatyczna w swojej obecności, czy też może nieskończoności. Skąd przybywamy i dokąd zmierzamy? Na falującej przestrzeni nieboskłonu Wielki Wóz zaprasza do rozpoczęcia wędrówki na północ, kierunku w którym słońce nigdy nie wschodzi ani nie zachodzi. Północ symbolicznie oznacza porządki i doprowadzenie rzeczy do końca. To wyprawa do naszego eremitorium, naszej wewnętrznej świątyni zadumy i prawdy.
W tej podróży towarzyszą nam Wielka i Mała Niedźwiedzica (Wielki i Mały Wóz), ścigane przez konstelacje Psów. Niedźwiedzice ochronią nas tak jak od zawsze chroniły Zeusa przed Kronosem. Są naszymi opiekunkami w głąb samych siebie.
Stoimy onieśmieleni kosmosem, którego jesteśmy częścią. Przepływa przez nas pulsująca fala miłości do życia, które się toczy, które trwa, które przemija i które po prostu jest, niezależnie od tego którą jego część uznamy za własną.
Jak pisała Anne Frank w swoim Dzienniku: “Dla każdego, kto się boi, jest samotny albo nieszczęśliwy, stanowczo najlepszym środkiem jest wyjście na zewnątrz, gdzieś, gdzie jest się zupełnie sam na sam z niebem, naturą i Bogiem. Bo dopiero wtedy, tylko wtedy, czuje się, że wszystko jest tak, jak być powinno i że Bóg chce widzieć ludzi szczęśliwymi (…)”.
Na linii między niebem i wodą rodzi się nadzieja.