Zimowanie

Kiedy pada śnieg, pokrywający grubymi płatkami pozornie jesienny jeszcze świat wtedy mogę na chwilę pomarzyć o krainie fantazji gdzie wszystko jest możliwe. I o Królowej Śniegu, która jest tylko po to aby miłość i dobro mogły zwyciężyć i o Kaju który bawi się idealnie symetrycznymi klockami, ale tylko przez chwilę. Bo tak naprawdę woli życie we wszystkich jego odmianach: barwach, kolorach, zapachach. I zupełnie nie potrzebuje odzyskiwać wewnętrznego spokoju sznurując idealnie buty lub ustawiając butelki w etykietami w jedną stronę. Nie potrzebuje też zupełnie liczyć schodów ani wchodzić i schodzić z ostatniego dwa razy, żeby było parzyście. Prawda? Prawda, możemy śnić i marzyć o tym jak wszyscy jesteśmy do siebie podobni, przewidywalni i nieskomplikowani, chociaż przez chwilę.

Śnieg jest mokry, oblepia moje marzenia lepką, niekongruentną mazią aby chwilę później roztopić się w zimną wodę, która spływa dokładnie tam gdzie jej nie chcę: z policzka na szyję, z dłoni na ciepłe przedramię, z butów na kostki stóp. Przyklejam twarz do szyby i obserwuję to co się dzieje na zewnątrz przez szparę pomiędzy barierką francuskiego balkonu a oparciem kanapy i ten wycinek jest ciekawy. Widzę w nim panoramiczny przekrój dachów domów i koron ogołoconych drzew na tle trochę szarego a trochę błękitnego nieba. Mogę wybrać, który kawałek wolę, w którą stronę patrzę mimo że wiem, że ta cała reszta dookoła wygląda zupełnie inaczej.

Nie przemawia do mnie magia świąt, przerażają mnie komercyjne jarmarki, połączenie wysokich oczekiwań i walki o byt drobnych przedsiębiorców. To takie łatwe roztrwonienie czasu: mojego i cudzego na próby uśmiechu do tradycji, która oderwana od swoich korzeni nie przypomina już nic więcej ponad reklamę świątecznej kawy w telewizji.

Trudno nam się zdecydować: czy bierzemy tą tradycję ze wszystkimi konsekwencjami czy jesteśmy super nowocześni więc traktujemy święta jak kolejne all inclusive z zestawem atrakcji dla turystów. A może odchodzimy od jednego i drugiego w przestrzeń świata który z jesieni przechodzi w zimę, kiedy zapadamy się w siebie umierając i odradzamy się wczesną wiosną.

Resztki miodowego światła zalewają jedno z nielicznych zielonych drzew w okolicy. Łatwiej mi patrzeć na to drzewo z nadzieją niźli na cokolwiek innego. Nie chcę na nim bombek ani pierników a jedynie zapewnienia, że i dla mnie jest tutaj miejsce, tak samo jak dla wszystkich wykluczonych z powodu odmienności: myśli, zachowań, wyglądu, przekonań lub bo tak potoczyła się ich historia.

Oby śnieg potraktował nas wszystkich równo, łagodnie zasypując nasze smutki i niedoskonałości, wygłuszając żale i smutki, topiąc rozpacz.

Niech zapadnie słodka, niczym niezmącona cisza, której potrzebujemy do zimowania. Bez zimowania nie ma ruchu ku górze, taka jest kolej rzeczy i spraw.

Tekst: Magda Skomro

Obraz: „night in the steppe” by Ivan Marchuk, oil on canvas, (Ukraine) 1983

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *